Warszawa to miasto niezwykłe, niepowtarzalne, miasto niezwyciężone. Niezwyciężone nie tylko w kontekście historycznym, bo opierające się przez wieki najeźdźcom i okupantom, będące miejscem kluczowej dla losów Europy Bitwy 1920 roku, ewenementem i jednocześnie inspiracją na skalę światową po powrocie z niebytu w 1945. Także opierające się przez stulecia wszelkim innym przeciwnościom losu wynikającym z geograficznego położenia, zmian i kryzysów ustrojowych oraz politycznych, a także – paradoksalnie – swej stołecznej roli, co czyniło z niej często ofiarę i zakładnika partykularnych interesów sił nią zarządzających. Warszawa nie tylko przetrwała te wszystkie perturbacje, ale wyszła z nich wzmocniona, zwycięska i przepiękna. Jest dzisiaj na wskroś nowoczesną europejską metropolią, przedmiotem dumy wszystkich warszawiaków i mieszkańców Polski darzących szacunkiem swoją Stolicę.
Nie da się jednak nie zauważyć i przejść obojętnie obok faktu, że – szczególnie w ostatnich latach – nie tylko nie jest w pełni wykorzystywana szansa na jej dalszy, dynamiczny rozwój, ale podejmowane są także działania zaburzające tworzoną przez dziesięciolecia równowagę i wprowadzające chaos do założeń i rozwiązań ładu przestrzenno-funkcjonalnego proponowanych jeszcze za czasów Ojców naszej odzyskanej Niepodległości i stanowiących drogowskaz rozwoju miasta jeszcze od Czteroletniego Planu Rozwoju Gospodarczego opracowanego przez ówczesnych, najbardziej światłych przywódców polskiego Państwa przy pomocy Prezydenta Ignacego Mościckiego, Ministrów Eugeniusza Kwiatkowskiego, Juliusza Poniatowskiego i Wojciecha Świętosławskiego, a pod osobistym kierownictwem samego Prezydenta Stefana Starzyńskiego.
Warszawą nie mogą rządzić politycy
Przede wszystkim – w dzisiejszej Warszawie – dramatyczny i coraz bardzie zgubny w skutkach staje się brak gospodarza, osoby, która poświęcałaby swój cały czas i energię Miastu i dobrostanowi jego mieszkańców, a nie wykorzystywała go i ich do swojej osobistej kariery i realizowania partykularnych celów. Warszawą nie mogą rządzić politycy, bo – zamiast podporządkowywać wszystko jej interesowi – czynią z niej miejsce politycznych targów, waśni i politycznego kalendarza wyborczego. Warszawą nie mogą także rządzić ideolodzy, podejmujący decyzje nie w oparciu o wizję zrównoważonego rozwoju i równego poszanowania dla wszystkich mieszkańców, tylko w imię szalonych trendów politycznych, ideowych, kulturowych, obyczajowych, ekologicznych, które – jak życie i otaczający nas świat pokazują – dzisiaj są, a jutro nie pozostanie po nich nawet wspomnienie. Niezależnie jednak kto będzie rządził Warszawą w przyszłości – potrzebny jest Plan – na miarę tego z lat 1934-1939 – będący po części jego kontynuacją, ale jednocześnie odpowiadający na wszystkie wyzwania, jakie pojawiły się na przestrzeni blisko stu lat od jego powstania.
Dość ograniczania ruchu samochodowego!
Zacznijmy jednak od tego, że niezależnie, w jakim kierunku chcemy iść i jak rozłożyć akcenty, żadne miasto (a już szczególnie nowoczesna, stołeczna metropolia) nie może się rozwijać bez sprawnego systemu komunikacji i możliwości w miarę swobodnego przemieszczania się wszystkich mieszkańców. W tym kontekście poświęcenie ostatnich sześciu lat na dyskusję o „zamykaniu, zwężaniu, ograniczaniu bądź likwidowaniu” ruchu samochodowego bez zrealizowania chociażby jednej inwestycji infrastrukturalnej poprawiającej przejezdność i przenoszącej ten ruch w naturalny sposób poza najbardziej zatłoczone dzielnice zakrawa na skandal i sabotaż. Być może są miejsca, gdzie zamiast dotychczasowych pasów ruchu samochodowego można urządzić chodnik, ścieżkę rowerową lub trawnik, ale – żeby to robić – trzeba najpierw, w naturalny sposób, pozwolić kierowcom przemieszczać się pomiędzy newralgicznymi punktami miasta, zostawiać pojazdy na dogodnie położonych parkingach i dopiero wtedy – korzystać z komunikacji miejskiej lub innych środków transportu.
Dlatego absolutny priorytetem dla rządzących i mieszkających w Warszawie powinno być w pierwszej kolejności dokończenie obwodnic: śródmiejskiej, miejskiej i autostradowej (obwodnicy) oraz wybudowanie trasy N-S. Sytuacja, w której kolejni prezydenci Warszawy ignorują kompletnie inwestycje pozostające z formalnego punktu widzenia w jurysdykcji administracji centralnej jest niedopuszczalna. Przecież dotyczą one Miasta st. Warszawa i codziennego życia jego mieszkańców – niezależnie od tego kto którymi drogami aktualnie zarządza, powinny być oczkiem w głowie włodarza Stolicy!
W pierwszej kolejności należy także zlikwidować w Warszawie szereg „punktów zapalnych”, miejsc, w których tworzą się codziennie wielogodzinne i wielokilometrowe korki ograniczające płynny ruch w całym mieście – tak jak chociażby węzeł przy Placu Zawiszy, gdzie od dziesięcioleci niezbędne jest wielopoziomowe skrzyżowanie. Dopiero udrożnienie komunikacyjnego kręgosłupa Warszawy i wybudowanie w niej systemu podziemnych parkingów zgodnie z zarzuconym i dawno zapomnianym planem jeszcze z lat 90. (między innymi pod Placem Defilad, Konstytucji, Trzech Krzyży, Teatralnym oraz w innych lokalizacjach) pozwoli na rozważenie i stopniowe wdrożenie eksperymentalnych rozwiązań w postaci lokalnego przekształcania infrastruktury transportowej w przestrzeń miejską o innym zastosowaniu i funkcjonalności.
Niezbędne inwestycje
Wracając do projektów realizowanych w Warszawie na terenach należących do Skarbu Państwa, nie może być tak, że władze Miasta traktują je wyłącznie jako okazję do sporu politycznego i są „za”, jeśli im z władzą centralną po drodze, a „przeciw”, gdy są wobec niej w opozycji. Takim koronnym przykładem jest odbudowa Pałacu Saskiego. Przykładem natomiast całkowitego braku zainteresowania prawidłowym rozwojem Miasta i wykorzystywania kwestii własności działek jako pretekstu do całkowitej w tej sprawie abdykacji władzy lokalnej jest brak w Warszawie sportowej hali z prawdziwego zdarzenia oraz centrum kongresowo-konferencyjnego. Warszawa na mapie Europy jest bodajże ostatnią stolicą nie posiadającą tego typu obiektów. Inwestycja, wspólnie ze stroną rządową niezależnie od jej proweniencji, w sportowo-kongresowy kompleks na błoniach Stadionu Narodowego powinna mieć absolutne pierwszeństwo w najbliższej kadencji.
Kolejnym karygodnym zaniedbaniem, które cofa Warszawę w rozwoju cywilizacyjnym i pozbawią ja szansy prawidłowego funkcjonowania jest zarzucenie projektu budowy kolejnych miejskich mostów. Jakby tego było mało, towarzyszą mu ideologiczne herezje o tym, że kolejne mosty generują dodatkowy „ruch do miasta”. Przecież Miasto st. Warszawa znajduje się na obu brzegach Wisły i powstanie przynajmniej mostów Krasińskiego i Na Zaporze jest domknięciem kręgosłupa komunikacyjnego i zrównoważonego rozłożenia strumieni przemieszczania się jego mieszkańców.
Do tego typu przedsięwzięcia z całą pewnością należy także zaliczyć zagłębienie na wysokości Starego i Nowego Miasta Wisłostrady. Poza wyższą kolejnością wynikającą z powstania kładki rowerowo-pieszej i przejść, które całkowicie sparaliżują ruch samochodowy wzdłuż Wisły, „schowanie” Wisłostrady w tunel będzie miało epokowy wymiar miastotwórczy, przynosząc efekt w postaci powstania całkowicie nowej i niezwykle atrakcyjnej, nadrzecznej dzielnicy.
Prawidłowym kierunkiem działania jest dalszy rozwój sieci komunikacji szynowej (metra i tramwajów) według obecnego planu. Problemem jest jednak jego tempo (rozwój metra jest praktycznie od 6 lat zatrzymany) oraz sposób prowadzenia tych inwestycji (w związku z tramwajem na Wilanów praktycznie od 3 lat zatrzymane jest całe miasto).
Kolejną pietą achillesową, która kładzie się cieniem na wizerunku Warszawy jako nowoczesnego, europejskiego miasta jest brak jakichkolwiek miejskich obiektów sportowych. W tym kontekście najwyższy czas (po ponad 20 lat dyskusji) wybudować kompleks Polonii przy Konwiktorskiej i zmodernizować kompleks Skry na Polach Mokotowskich, a także poważnie zastanowić się nad innymi potrzebami sportu wyczynowego dla klubów oraz fizycznej rekreacji dla mieszkańców (hala łyżwiarska na Stegnach – kolejny przykład indolencji i kompromitacja).
Nic przeciwko mieszkańcom
Jeśli mowa o modernizacji i rewitalizacji przestrzeni, które od dziesięcioleci „straszą” na mapie Warszawy – co powiedzieć o rewitalizacji Pragi (potrzebnej od zakończenia wojny światowej i obiecywanej od zmian ustrojowych na początku lat ‘90). Nie ma chyba nic bardziej wstydliwego dla Miasta st. Warszawa i jej władz niż kompletne zaniechanie w tym względzie. Co gorsza – prowadzona od kilku lat krucjata ideologiczna związana z tak zwanym Nowym Centrum spowoduje, że już niedługo rewitalizacji wymagać będzie zdewastowane i pozbawione funkcji miejskich Śródmieście. Nie ma nic złego w planowaniu i tworzeniu nowych terenów zielonych (chociaż Warszawa proporcjonalnie jest stolicą europejską z największą ilością parków miejskich już istniejących), ale nie można tego robić w każdym dowolnym miejscu, kosztem podstawowych funkcji miejskich i przeciwko mieszkańcom, którym się przy okazji życie we własnym mieście uniemożliwia. Sztandarowym przykładem takiej szkodliwej polityki jest sytuacja, jaka ma miejsce od lat w obszarze ścisłego centrum Warszawy, gdzie likwidacja możliwości dojazdu, miejsc parkingowych, zabójcza polityka czynszowa doprowadziła do upadku usług, handlu, kultury, a obecnie – pod wpływem i hasłem „nowego, zielonego ładu” eksterminuje się ostatnich mieszkańców i przekształca się całe śródmieście Stolicy w kolejną pustynię – tym razem udekorowaną sprowadzonymi z Niemiec drzewami i zainstalowanymi dla imprezowiczów ławkami. Oczywiście, trzeba w końcu (po 80 latach od wojny) zagospodarować przestrzeń wokół Pałacu Kultury i Nauki, ale dlaczego robi się to wbrew woli i przeciwko potrzebom mieszkańców?
Dlaczego też, co najmniej od kilkunastu lat (a w szczególności przez ostatnie sześć), promuje się w Warszawie wszystko co kosmopolityczne, progresywne, „światowe” i obce, zapominając całkowicie o tradycji, historii, dawnych formach kultury i sztuki związanej z Warszawą i jej dziedzictwem? Dlaczego wydaje się miliard złotych na Muzeum Sztuki Nowoczesnej i planowany Teatr TR dla społeczności LGBT, a nikt nawet nie wspomniał o stworzeniu chociażby izby pamięci folkloru warszawskiego i jego twórców?
Najwyższy czas, żeby Miastem st. Warszawa przestali zarządzać politycy – opętani własną karierą oraz podporządkowujący jej swoje cele i działania. Najwyższy czas na warszawskich patriotów, dla których uniwersalne dobro Warszawy będzie najwyższą wartością.