Kolejnym tematem, bardzo ściśle zresztą związanym z omawianą w cz. I Forum dla Naszej Warszawy koncepcją zagospodarowania tzw. Nowego Centrum, realizowaną przez obecne władze Miasta, jest polityka (a w zasadzie jej kompletny brak) w odniesieniu do kształtowania systemu komunikacji i transportu, czyli przemieszczania się po Warszawie w ogóle.
I nie chodzi nawet w pierwszej kolejności o omówiony już ze wszystkich stron, skrytykowany przez wszystkich ekspertów, a jednocześnie ślepo forsowany przez Ratusz projekt Stefy Czystego Powietrza (czy jakoś tak). Mniejsza już nawet o to, że wszelkie badania wykonane w oparciu o funkcjonujące od lat takie rozwiązania pokazują oczywistą prawdę, że takie strefy nie mają żadnego wpływu na rzeczywistą jakość atmosfery i stosujące je do tej pory miasta właśnie się z nich wycofują. Mniejsza nawet o to, że przepisy różnicujące właścicieli różnych samochodów są w oczywisty sposób niekonstytucyjne, naruszają równe prawa obywateli i jako takie kłócą się z elementarnym poczuciem sprawiedliwości. Kłócą się też z elementarnym poczuciem zdrowego rozsądku, bo jakim prawem ktokolwiek miałby komukolwiek zakazać poruszania się pojazdem, który został zakupiony w sposób legalny, w dobrej wierze i spełnia ogólne, powszechne warunki bezpieczeństwa obowiązujące w ruchu drogowym? Jeżeli władza ze względu na swoje widzimisię chce zabronić obywatelowi korzystać ze swojej własności (w tym przypadku samochodu), to może niech najpierw kupi z własnych środków (których nie posiada) obywatelowi środek transportu, który spełni te subiektywne, jednostronne i uznaniowe kryteria?
Nie chodzi nawet o zakrawające na szaleństwo i chorobliwą fobię planowanie zwężania kolejnych ulic, zamykania kolejnych placów, rugowania samochodów z centrum, wywoływania sztucznych podziałów i konfliktów pomiędzy kierowcami, rowerzystami i pieszymi. Nie ma bowiem nic złego w tym, żeby miasto było „przyjazne” w sposób, jaki rozumieją to słowo dzisiejsi ideolodzy i planiści Ratusza – żeby można było łatwo przechodzić przez ulicę, nie będąc zmuszanym do schodzenia pod ziemię, żeby wszędzie dochodziły wygodne ścieżki rowerowe, w końcu, żeby niekoniecznie przez samo Śródmieście przelewały się potoki samochodów korzystające z wielopasmowych, przelotowych arterii.
Nie można jednak zaczynać tego typu rewolucji przed zakończeniem, podstawowych z punktu widzenia elementarnych potrzeb miasta i jego mieszkańców, inwestycji polegających na tym, że zanim się gdzieś zwęzi, to najpierw trzeba gdzieś poszerzyć. Jest to tak oczywiste, że chyba każde dziecko to rozumie i aż wydaje się wstydem to tłumaczyć. Posłużmy się więc jednym, dwoma przykładami. Jeżeli chcemy zmniejszyć ruch samochodowy w Śródmieściu, to dokończmy na miłość Boską po kilkunastu latach Śródmiejską Obwodnicę. Jak sama nazwa wskazuje – kierowcy zamiast stać godzinami w korkach, wybiorą w naturalny sposób możliwość swobodnego, bezpiecznego i szybkiego przemieszczenia się drogą obwodową i dojazdu do miejsca, do którego zmierzają.
Jeżeli chcemy pozbyć się części samochodów z miasta, to przebudujmy w końcu jeden z punktów zapalnych, wokół którego gromadzi się ich dziesiątki tysięcy o każdej porze dnia i nocy – Plac Zawiszy. Stwórzmy tam wielopoziomowy węzeł i niech stamtąd sobie jadą, zamiast stać w miejscu godzinami i zatruwać powietrze.
Jeżeli nie podobają nam się samochody zaparkowane na ostatnich przeznaczonych do tego miejscach naziemnych, zastawiające chodniki, rozjeżdżające trawniki, blokujące przystanki komunikacji miejskiej, albo przejścia dla pieszych – zbudujmy w końcu planowaną od początku lat 90. poprzedniego wieku sieć parkingów podziemnych. Pierwsza ofertę na realizację tej inwestycji przygotowywałem jeszcze jako młody inżynier w 1995 roku – parkingów pod Placem Bankowym, pod Placem Teatralnym, pod Placem Trzech Krzyży, pod Placem Józefa Piłsudskiego, pod Placem Defilad, pod Placem Konstytucji, w sumie 7 lokalizacji. Czy coś w tej sprawie zrobiono (poza budowanym obecnie parkingiem pod Placem Powstańców Warszawy)? Czy coś się o tych lokalizacjach jeszcze mówi, oprócz kolejnych fantastycznych pomysłów na jeziorko, albo staw, albo chociaż bajorko? Jak w „Alternatywy 4”.
Czy naprawdę trzeba być jakimś geniuszem, żeby zrozumieć, że jak ludzie będą mieli gdzie zostawić samochód, to go zostawią i skorzystają z komunikacji miejskiej, albo pójdą piechotą? A jak pójdą piechotą, to może coś kupią w lokalnym sklepie, zatrzymają się na kawę w okolicznej knajpce, albo po prostu zachwycą się szumiącymi drzewami i śpiewającymi na nich ptakami? Wystarczy z ludźmi nie walczyć, wystarczy im tylko pomóc.