W poprzednich trzech częściach „Forum dla Naszej Warszawy” poruszono trzy przykładowe obszary dotyczące funkcjonowania i rozwoju (a raczej jego braku) naszego Miasta. Zaprezentowano w nich poglądy, które oczywiście mogą, a nawet powinny, być przedmiotem polemicznych dyskusji, celem zaprezentowania różnych punktów widzenia i wypracowania rozwiązań, które byłyby najbardziej efektywne, ale też najbardziej oczekiwane przez ogół jego mieszkańców. Problemem jest jednak nie tyle brak takiego forum i takiej dyskusji, ale przede wszystkim kompletnie dysfunkcjonalny system zarządzania Warszawą, który od lat w praktyce wyklucza jej długofalowy, zrównoważony rozwój, a rzeczywiste potrzeby warszawiaków podporządkowuje koniunkturalnym potrzebom kolejnych wyborów: prezydenckich, parlamentarnych, samorządowych, europejskich – i tak w koło Wojtek.
Z sytuacją tą mamy do czynienia praktycznie od 20 lat, ale nigdy wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy jak destrukcyjny wpływ może ona mieć na nasze codzienne życie, na przyszłość najbliższą oraz przyszłość naszych dzieci. Nigdy zresztą wcześniej ta sytuacja nie wywierała aż tak fatalnego wpływu jak obecnie. O ile przez ostatnich kilka kadencji krajowa polityka była co prawda obecna w zarządzaniu miastem, ale – mimo wszystko – stanowiła tylko jej pewną część i mniejszy lub większy dodatek. Od kilku lat Miasto st. Warszawa, jego mieszkańcy, jego funkcjonowanie, jego rozwój stały się natomiast trzeciorzędnym dodatkiem do ambicji politycznych jego włodarza, podporządkowanym całkowicie kalendarzowi jego kolejnych pomysłów na odgrywanie czołowych ról na scenie ogólnopolskiej i międzynarodowej.
Szkoda już nawet czasu na rozpamiętywanie, opisane wszem i wobec, faktu poświęcania czasu wynikającego z umowy na zarządzanie Warszawą na inne sprawy czy spędzanie tego czasu we wszystkich miejscach poza Warszawą. Prawdziwym problemem jest bowiem brak rzeczywistego zainteresowania Warszawą i jej sprawami oraz podporządkowywanie jej interesów swoim własnym egoistycznym, partykularnym celom. Doszło już nawet do tego, że sprawujący funkcję prezydenta Warszawy w ogóle się z tym nie kryje, a pytany czy zamierza – w przypadku ponownego wyboru – sprawować tę zaszczytną funkcję przez całą kadencję, odpowiada publicznie i z rozbrajającą szczerością – „NIE WIEM”. Przecież coś takiego powinno być zakazane prawem, nie mówiąc już o podstawowym kodeksie moralnym i sumieniu, które każdy uczciwy człowiek wynosi z domu.
Albo weźmy całkowicie rujnujący politykę miejską wpływ polityki partyjnej na poziomie centralnym. Czy wiemy o co tym razem są najbliższe wybory samorządowe? Otóż, według obecnie rządzącego Warszawą, nie są one o Warszawę, o jej teraźniejszość, ani o jej przyszłość – tylko o to, żeby jedno plemię dobiło drugie, żeby odsunąć od wpływu na rzeczywistość i zlikwidować wszystkich, którzy myślą inaczej niż on i reprezentują poglądy inne niż obecnie obowiązujące na szczeblu ogólnokrajowym. A więc byłyby te wybory czymś zupełnie odwrotnym od tego czym właśnie powinny być – a powinny być kreowaniem wspólnotowego, przyjaznego dla wszystkich, zrównoważonego mechanizmu, który pozwoli każdej warszawiance i każdemu warszawiakowi identyfikować się z miejscem, w którym żyje oraz brać aktywny udział w jego rozwoju. A jeżeli nie ma na to ochoty, mieć przynajmniej poczucie, że ktoś dba o jego interesy – nie przez pryzmat walki politycznej, nie przez pryzmat prywatnych ambicji i walki o stołki, tylko przez pryzmat dbałości o dobro wspólne wszystkich mieszkańców.
Żeby sprawa była jasna, powyższe zarzuty dotyczą w większym lub mniejszym stopniu wszystkich (a w każdym razie tych, którzy się liczą) kandydatów do objęcia funkcji prezydenta Warszawy w najbliższych wyborach. Dlatego tak długo jak to się nie zmieni, dopóki nie pojawi się kandydat, dla którego prezydentura Stolicy nie będzie tylko trampoliną do innych stanowisk, albo narzędziem do realizacji cudzych interesów, dopóki warszawiacy nie odrzucą politykowania, partyjniactwa i dopóki będą tolerować sytuacje, w których ich wybrany przedstawiciel w sposób jawny lekceważy swoje obowiązki i ich samych, nic na lepsze się nie zmieni. I dyskutowanie o prawdziwych planach na Warszawę nie ma sensu – nikt ich do realizacji nie wdroży. Służyć będą jedynie jako dekoracja przy kolejnej kampanii wyborczej.