W ostatnich dniach pojawia się ponownie, jak co pięć lat od co najmniej dwudziestu, informacja, że może, że w końcu, po kolejnych wyborach władze w Warszawie zainteresują się brakiem w stolicy 40-milionowego kraju hali widowiskowo-sportowej. Informacja ta idealnie obrazuje stosunek prezydentów Warszawy od co najmniej dwudziestu lat do tematu sportu w Warszawie w ogóle. Sport może nie jest najważniejszą dziedziną życia społecznego, ale trzeba też uczciwie powiedzieć, ze jedyną w Warszawie kompletnie nieistniejącą i znajdującą się poza jakimkolwiek zainteresowaniem jej włodarzy.
Mowa tu oczywiście o sporcie na poziomie wysokim, międzynarodowym. To wręcz niesamowite, ze metropolia, którą niewątpliwie jest Warszawa, z lotniskiem na ponad 20 mln pasażerów rocznie, z europejskim poziomem życia, z mostem rowerowo-pieszym nawet – nie posiada ani jednej drużyny sportowej w ani jednej dyscyplinie sportu, która liczyłaby się na jakiejkolwiek arenie wykraczającej poza Warszawę i Polskę. Jeszcze bardziej nieprawdopodobne jest to, że Warszawa (jako jedyna stolica europejska poza Tiraną – ale tam też to zmieni się w najbliższym czasie) nie posiada hali sportowo-widowiskowej z prawdziwego zdarzenia. Posiadają ją Kraków, Katowice, Gliwice, Gdańsk, Łódź – nie posiada jej Warszawa. I od co najmniej 20 lat nikomu, a prezydentom Warszawy najmniej, to nie przeszkadza.
Najbardziej surrealistyczne, a zarazem pokazujące kompletnie absurdalny mechanizm zarządzania naszym miastem, jest tłumaczenie powodu tego faktu. Otóż, okazuje się, że „na przestrzeni ostatnich 8 lat nie było współpracy między warszawskim samorządem a Skarbem Państwa”, zaś we władaniu tego ostatniego znajdują się tereny przewidziane dla budowy takiego obiektu w Warszawie. Otóż to – samorząd warszawski nie jest od prowadzenia polityki na szczeblu centralnym, tylko od zabiegania o interesy Warszawy niezależnie kto aktualnie rządzi Polską. To samo zresztą (w jeszcze większej skali) obserwujemy od lat na budowie obwodnicy warszawskiej, której realizację prowadzi co prawda zależna od władz centralnych GDDKiA, ale brak jej wschodniego odcinka uderza przede wszystkim w mieszkańców Warszawy. A władze stolicy zachowują się tak jakby nie był to w ogóle problem, który w jakimkolwiek stopniu by ich dotyczył.
Wróćmy jednak do sportu i powracającego jak bumerang przy każdych wyborach pomysłu na budowę Areny Narodowej – znakomitej ilustracji stosunku kolejnych prezydentów Warszawy do rozwoju sportu i infrastruktury w mieście. Taki na przykład nowy stadion i hala dla Polonii przy Konwiktorskiej 6 zapowiadany jest od 2008 roku, a w 2024 miał być zgodnie z deklaracjami obecnych włodarzy zakończony. Oczywiście nie jest nie tylko zakończony, ale nie jest nawet rozpoczęty. I nie będzie, bo w międzyczasie (w 2022 roku) wicemistrzostwo Polski w koszykówce zdobyła Legia, więc co za problem, żeby ot tak – z niczego – rzucić pomysł budowy nowej hali dla Legii, ale dla odmiany na Skrze? A dlaczego akurat na Skrze? A bo akurat po kilkuletniej, sądowej batalii Miastu udało się wykończyć i wyrugować stamtąd ostatnich sportowców (w tym mistrzynię olimpijską Anitę Włodarczyk) i w związku z tym pojawił się dylemat – czy zaugorować teren, czy rzucić kolejny fantastyczny pomysł, który nigdy nie zostanie zrealizowany?
A kolejny spór władz Warszawy z kolejnym, trzecim co do historii i stażu warszawskim klubem sportowym, Warszawianką? Skutkuje póki co tylko tym, że nowoczesny ośrodek szkolenia tenisowego znalazł się w Kozerkach zamiast na Merliniego (władze Warszawy nie były bowiem zainteresowane współpracą w jego tworzeniu), a najpiękniejsze sportowe tereny w Warszawie zlicytuje być może komornik. Nie będzie jednak inaczej tak długo, jak Warszawą rządzić będą ogólnokrajowi politycy, kosmopolici, albo ludzie, którzy nie chodzą na mecze warszawskich drużyn klubowych i poczytują to sobie za cnotę. Jak chociażby pierwsza trójka kandydatów w obecnych wyborach.